Ugotowali 300 kg bigosu, zapakowali w siedem termosów i pojechali do Głuchołaz, żeby rozdać go ludziom. – Zapotrzebowanie było naprawdę duże. Jakbyśmy mieli jeszcze drugie 300 kg, wszystko by poszło – mówi mł. chor. Michał Płonka, szef kuchni w Areszcie Śledczym w Bytomiu.

Z mł. chor. Michałem Płonką rozmawiamy o tym, jak się robi dobro.

Skąd pomysł?

Pomyślałem, że możemy zrobić coś, w czym jesteśmy dobrzy. Ja jako szef kuchni wiedziałem, że damy radę. We wtorek późnym wieczorem zadzwoniłem do naszego żywnościowca Sylwestra Drozdowskiego i powiedziałem o pomyśle. O ósmej rano dostaliśmy zielone światło od dyrektora, ale ja już o piątej rano działałem, sprawdzałem, czy mamy tyle termosów, bo jednak te trzysta kilogramów bigosu trzeba było w coś zapakować. Poza tym tego dnia musieliśmy też ugotować obiad dla osadzonych.

Dla 350 osób. To nie było łatwe zadanie.

Urwanie głowy było, ale tego dnia dla osadzonych była w planie kaszanka, wiec dwa kotły stały wolne. Podzieliliśmy zadania tak, żeby nie zaburzyć normalnej, codziennej pracy. Sylwester pojechał na zakupy, na kuchni gotowałem ja i nasz magazynier żywnościowy Marcin Wilk. Trzeba było pokroić pięćdziesiąt kilogramów kiełbasy, boczku, mięsa, dwa worki cebuli. Kapusty kiszonej i białej było ze sto pięćdziesiąt kilo. Pięć godzin gotowaliśmy. No, a na miejscu 600 porcji wydaliśmy.

Auto zapakowaliście pod sam sufit.

Ledwo się zmieściliśmy. Dlatego Marcin Wilk został w jednostce. Pojechaliśmy we dwóch z Sylwestrem moim prywatnym samochodem. Terenowym. Wiedziałem, że warunki mogą być ciężkie, żeby dojechać zwykłym autem. A zależało nam, żeby dowieźć to jedzenie jak najdalej. Byliśmy w trzech miejscach w Głuchołazach, najpierw na rynku, a potem w bardziej zniszczonej części miasta. Tam ludzie są całkowicie odcięci. Nie ma prądu, wody, gazu. Pięć mostów zostało zmiecionych z wodą, została tylko jedna kładka i myśmy nią przejechali. Tragedia, jakie spustoszenie może zrobić woda. Ludzie byli załamani, ale i wdzięczni, że mogą zjeść ciepły posiłek. Bo nawet jeśli przychodzą tam dary i suchy pokarm, to oni nie maja na czym ugotować. Dlatego taki posiłek to moim zdaniem najlepsza forma pomocy. Człowiek jak cos zje ciepłego, to od razu lepiej się czuje.

Jak to się stało, że wybraliście Głuchołazy?

Poprosiliśmy naszego kierownika, żeby zadzwonił do centrum Zarzadzania Kryzysowego w Nysie, żeby nas pokierowali, gdzie są osoby najbardziej potrzebujące. Skierowano nas do Głuchołaz. Później już kontaktowaliśmy się z burmistrzem i on nas kierował, gdzie mamy jechać.

Jutro też jedziecie.

Tak, ale do Lądka Zdroju i w okolice. Tam też ludzie bardzo ucierpieli. I też nie ma prądu, wody. Dlatego jutro tam uderzymy. Będziemy robić fasolkę po bretońsku. Dziś Sylwester znów jest na zakupach, a jutro gotujemy i jedziemy.

Rozmawiała Anna Krawczyńska

zdjęcia st. kpr. Sylwester Drozdowski

Generuj pdf
Znajdź nas również na
Serwis Służby Więziennej