Uczyć w więzieniu
Żeby pracować jako nauczyciele w centrach kształcenia ustawicznego przy zakładach karnych, funkcjonariusze muszą mieć zgodę dyrektora jednostki. Dokładnie tak samo, jak z każdym dodatkowym zatrudnieniem. Praca nie może kolidować ze służbą, więc po służbie zdejmują mundur i idą uczyć. Takich pedagogów jest w całej Polsce kilku. Najwięcej w CKU przy wiśnickim więzieniu.
– Na 18 naszych nauczycieli sześciu jest funkcjonariuszami Służby Więziennej. Ale przestają nimi być w momencie, gdy przychodzą uczyć do szkoły – mówi dyrektor CKU Waldemar Świątek i z pamięci wymienia uczelnie i kierunki, które skończyli wraz z przedmiotami, których dziś uczą. I tak: inżynierowie po Politechnice Krakowskiej uczą rysunku zawodowego, podstaw elektrotechniki oraz montażu, uruchamiania i konserwacji instalacji elektrycznych, ci po Uniwersytecie Rolniczym podstaw konstrukcji maszyn i materiałoznawstwa, absolwent Akademii Ekonomicznej podstaw przedsiębiorczości, a magister pedagogiki i zarządzania szkoli z kompetencji personalnych i społecznych oraz wiedzy o społeczeństwie. W służbie są to: kierownik działu kadr, kierownik działu penitencjarnego, inspektor ds. zatrudnienia osadzonych, specjalista ds. BHP i dwóch funkcjonariuszy z działu kwatermistrzowskiego.
– Brakowało mi pracy z osadzonymi. Zanim przeszedłem do działu kadr, przez trzy lata pracowałem jako wychowawca. Potem były tylko papiery, komputer, obliczenia, a ponieważ studiowałem też resocjalizację i mam uprawnienia pedagogiczne, pomyślałem, że chcę spróbować – mówi por. Szczepan Buława, kierownik działu kadr. 1 września minęło 9 lat odkąd został nauczycielem. Uczy tylko 4 godziny tygodniowo, zazwyczaj jedno popołudnie, najczęściej na kursach zawodowych. Gdy zaczynał, w wiśnickim CKU zatrudnionych było tylko trzech funkcjonariuszy. Z roku na rok przychodzili nowi. – Wśród funkcjonariuszy mamy wiele osób, które mają odpowiednie kwalifikacje zawodowe i pedagogiczne. Udało mi się ich wyłapać i dzięki temu mam bardzo dobrych zawodowców z pierwszej ręki – mówi dyrektor Waldemar Świątek.
Nauczyciele przedmiotów zawodowych i praktycznej nauki zawodu są na wagę złota. Dyrektorzy w całej Polsce mają problem z ich znalezieniem. Trudno o stolarzy, tapicerów, krawców. Jest kłopot z elektrykami, mechanikami, operatorami maszyn cyfrowych. Zawodowcy z odpowiednimi uprawnieniami nie chcą pracować w zawodzie nauczyciela, żeby uczyć przedmiotów zawodowych. – A w zakładzie karnym udaje się wyłapać takie perełki, ludzi, którzy ukończyli fajne kierunki, których możemy wykorzystać również w naszej pracy dydaktycznej. Jak uda nam się znaleźć takiego człowieka wśród funkcjonariuszy, to wiemy, że on już ma pracę, a nauczanie jest dla niego dodatkowym zajęciem, satysfakcją i możliwością powrotu do czegoś, w czym się kształcił – mówi Waldemar Świątek i przyznaje, że rozmawiając z ludźmi, zawsze zwraca uwagę na to, kto ma jakie umiejętności i wykształcenie. Pyta wtedy: „A może chciałbyś robić to, w czym się kształciłeś?”.
Nie zawsze jest to możliwe od razu, bo na przykład dwuzmianowa służba wyklucza zatrudnienie w szkole. Ale dyrektor wie, że nazwisko potencjalnego kandydata na nauczyciela warto zapisać. Ostatnio rozmawiał z oddziałowym, który jest po inżynierii materiałowej, a w dodatku przed służbą pracował jako nauczyciel. – Może w przyszłości będzie mógł przyjść do nas na cztery godziny. Miałbym następnego zawodowca – cieszy się.
W 18 przywięziennych szkołach uczy 360 nauczycieli. 76 osób ma pełne zatrudnienie. Reszta pracuje na część etatu. Wśród nich duże grono to emerytowani nauczyciele, wspaniali pedagodzy, którzy pracują, bo to ich powołanie. Niektórzy dojeżdżają do przywięziennych szkół nawet kilkadziesiąt kilometrów.
Anna Krawczyńska
Zdjęcia archiwum jednostki